Z pasji do zwierząt po naukowe szczyty – Joanna

Joanna Bagniewska

fot. Jadwiga Bronte

Zwierzęta interesowały mnie od zawsze; jako dziecko wertowałam atlasy i encyklopedie przyrodnicze. Pamiętam zaskoczenie rodziców, gdy na piąte urodziny, prosząc o kolejnego pluszaka (spodziewali się misia czy króliczka) wahałam się między wombatem a ursonem.

Wombat
Wombat
Urson
Urson

Miałam bardzo międzynarodowe dzieciństwo, ze względu na pracę taty – inżyniera budowy okrętów. W wieku sześciu lat wyjechałam z rodziną do Włoch na dziewięć miesięcy. Trzy lata później spędziliśmy rok w Bangkoku, potem przeprowadziliśmy się na trzy lata do Szanghaju. W szkole ciekawiły mnie właściwie wszystkie przedmioty i z żadnym nie miałam problemów. W liceum, ukończonym już w Polsce, rozwijałam zainteresowania zoologiczne głównie pozalekcyjne, udzielając się jako wolontariuszka w schronisku dla zwierząt i przy różnych akcjach przyrodniczych, np. obrączkowaniu łabędzi. Wybrałam studia biologiczne po długich wahaniach – zastanawiałam się nad architekturą (zdawałam maturę IB m.in. ze sztuk pięknych), brałam też pod uwagę sinologię, ze względu na całkiem niezłą znajomość chińskiego, oraz studia techniczne.

Na studiach (międzynarodowy uniwersytet w niemieckiej Bremie) okazało się, że w programie biologii figuruje głównie Biologia Bardzo Malutka, czyli biochemia, mikrobiologia, biotechnologia – a mnie interesowała zoologia, ekologia, bioróżnorodność. Wynegocjowałam u moich profesorów stypendium i możliwość wyjazdu do Norymbergi na kilkutygodniowy intensywny kurs zachowania ssaków. To był początek przygody. Po kursie zarekomendowano mnie na praktyki do Australii, do Parku Narodowego Kościuszki w Alpach Australijskich.

Park Narodowy Kościuszki w Australii
Park Narodowy Kościuszki w Alpach Australijskich

Tam badałam wpływ dróg na populacje wombatów, kangurówwalabii – zajmowałam się ulubioną ekologią. Po kilku miesiącach w australijskim buszu nie miałam serca i ochoty na powrót do laboratorium – znów wzięłam sprawę w swoje ręce i wyjechałam na wymianę semestralną do Teksasu, na Rice University w Houston. Tam miałam okazję pracować zarówno w terenie, jak i w ogrodzie zoologicznym. Po doświadczeniach amerykańsko-australijskich stwierdziłam, że zoologia to jest to. Jednak wiedziałam też, że lubię pracować nie tylko ze zwierzętami, ale również z ludźmi – i że nie dam się zamknąć w laboratorium.

Podjęłam dalsze studia na Uniwersytecie Oksfordzkim – w ramach pracy magisterskiej prowadziłam badania szakali i lisów w RPA, miałam też okazje poznać wnuczki Darwina, wręczały mi grant, który dostałam na afrykańskie badania. Po magisterce przyszedł czas na doktorat. Przyjęto mnie zarówno do Oksfordu, jak i do Cambridge – wybrałam Oksford i prestiżową grupę badawczą Wildlife Conservation Research Unit. Radość – bo tam trafiłam pomiędzy najwybitniejszych badaczy zwierząt na świecie.

Rodzice, mimo dumy z moich sukcesów, byli trochę sceptyczni wobec zoologii – uważali, że, ze względu na warunki, to nie jest praca dla kobiety. Faktycznie, podczas doktoratu bywało ciężko – dosłownie, bo musiałam nosić spore ciężary (zakładaliśmy obroże norkom amerykańskim, żeby badać ich zachowanie i ekologię; potrzebowaliśmy sprzętu do anestezji, klatek, butli z gazami itd.). Na szczęście pracowałam z dość małymi zwierzętami, w Wielkiej Brytanii, kraju bezpiecznym dla kobiet. Moje znajome, badające np. lwy w Tanzanii lub wilki w Etiopii, miały zdecydowanie gorzej. Nie oszukujmy się, mężczyznom jest w pracy terenowej łatwiej, zarówno ze względu na siłę fizyczną, jak i na ogólne bezpieczeństwo. Nie oznacza to jednak, że kobiety nie powinny się do niej zabierać – po prostu muszą się inaczej zorganizować.

Norka amerykańska
Norka amerykańska

Po doktoracie podjęłam pracę w start-upie zajmującym się używaniem pszczół do wykrywania materiałów wybuchowych. Po kilku miesiącach wróciłam jednak na uniwersytet – najpierw wykładałam na Nottingham Trent University; potem przeniosłam się na University of Reading. Obecnie jestem dyrektorką programową studiów podyplomowych z ekologii na Uniwersytecie Oksfordzkim oraz pracuję jako adiunktka na Wydziale Nauk o Środowisku w Brunel University of London. Prawie co roku jeżdżę w teren z moimi studentami – do RPA, do Szwecji, na Islandię, jak również do Polski, w Beskid Żywiecki. Kiedy wybierałam się na kilka tygodni do Południowej Afryki, mama wreszcie przyznała, że mam fajną pracę. Chociaż na wieść, że będę nocować w namiocie na terytorium lampartów, dopytywała się kilka razy: „Ale one będą za ogrodzeniem, prawda?”, i nie mogła przyjąć do wiadomości, że jednak ogrodzenia nie będzie.

Od ponad dziesięciu lat łączę pracę akademicką z pracą popularyzatorki nauki. Zależy mi nie tylko na badaniu i uczeniu, ale również na upowszechnianiu wiedzy. Uważam, że jest to niezwykle istotne; naukowcy powinni dzielić się swoimi odkryciami z jak najszerszym gronem odbiorców; wiele obecnych kryzysów (np. kryzys klimatyczny) wynika z nieodpowiedniej komunikacji między ekspertami i laikami.

Dodatkowo – np. w Polsce często buduje się barierę między nauczycielem i uczniem, wykładowcą i studentem – i ta bariera towarzyszy nam później przez całe życie. Powszechnie zakłada się, że nauka ma być poważna i na serio, nie musi być zrozumiała, wręcz im więcej w niej naukowego żargonu, trudnych słów, tym większy budzi respekt. Mówię temu: „dość!”. Nauka powinna być dostępna dla każdego; każdemu można wytłumaczyć naukowe zagadnienia, trzeba tylko znaleźć sposób. Najważniejsza jest skuteczność działania. Niektórym odpowiada humor – zabawne rzeczy łatwiej zapamiętać; dlatego bardzo lubię formę naukowego stand-upu. Inni wolą rekwizyty czy zdobywanie wiedzy przez gry – takim odbiorcom mogę na przykład wytłumaczyć przy użyciu ludzików Lego, na czym polega odporność stadna, albo organizuję quizy.

W działalności popularyzacyjnej próbowałam już chyba wszystkiego – przedstawień teatralnych, happeningów ulicznych, pomagałam znajomym w konkursie „Dance your PhD” (Zatańcz swój doktorat); rozmawiałam z całymi klasami na czatach internetowych – nie wspomnę już o mniej niszowych zajęciach, jak pisanie tekstów popularnonaukowych, czy udział w audycjach radiowych i telewizyjnych (m.in. Discovery Channel). W 2022 wydałam moją pierwszą popularnonaukową książkę, The Modern Bestiary.

Joanna-Bagniewska-the-modern-bestiary-a-curated-collection-of-wondrous-creatures
The Modern Bestiary: A Curated Collection of Wondrous Creatures

Przez osiem lat łączyłam zoologiczną karierę akademicką z pracą popularyzatorską na Wydziale Pediatrii Uniwersytetu Oksfordzkiego. Zajmowanie się kwestiami komunikacyjnymi podczas pandemii COVID-19 (największą grupą Pediatrii jest Oxford Vaccine Group, odpowiedzialna za szczepionkę oksfordzką) było szczególnie trudne, ale bardzo satysfakcjonujące.

W dzisiejszych czasach, kiedy rynek pracy tak szybko się zmienia, wszechstronność jest absolutnie kluczowa – dlatego, mimo że jestem przede wszystkim zoolożką, staram się rozwijać inne swoje zainteresowania i umiejętności. Chyba po prostu trudno mi usiedzieć w miejscu i zająć się tylko jedną dziedziną!

Joanna Bagniewska